Mój kolejny szczyt z Korony Gór Polskich to najwyższy szczyt Beskidów Sądeckich. Był to kolejny bardzo szybki i spontaniczny wyjazd weekendowy. Wraz ze znajomymi z lat licealnych już w piątkową noc przyjechaliśmy do Piwnicznej Zdrój. Plan był konkretny, wschód słońca na Radziejowej, której szczyt jest całkowicie pokryty lasem a na wierzchołku stoi wieża widokowa.
Był to kiepski pogodowo weekend. Możliwość była jedna, by w sobotę połazić po szlakach ile się da, położyć się szybciej spać i wstać przed 23:00 tak by niedzielny wschód słońca przywitać na Radziejowej.
W samą sobotę chodzenia po górach było więcej niż zaplanowaliśmy, dopiero koło 21 każdy położył się spać.
Dwie godzinki snu musiały wystarczyć, by z kwatery zbierać się chwilę po 23.
Dystans szlaku wynosi 10,6 kilometrów w jedną stronę, czas przejścia w ciągu dnia to około 4h 20min. 👣 Wiadomo, że nocą droga się wydłuża. Na szczyt z Piwnicznej Zdrój prowadzą dwa szlaki, żółty a następnie czerwony.
Mieliśmy duży problem z gubieniem szlaku, jak na złość jedna czołówka od razu się rozładowała, druga w pośpiechu nie trafiła do plecaka i tak naprawdę w czwórkę szliśmy przy jednej czołówce i latarce w telefonie.
Słońce planowo wstawało o godzinie 5 z minutami, więc towarzyszyła duża presja czasu.
Tego dnia już wchodząc na szlak o 23:30 w nogach było około 25 wcześniejszych kilometrów. Powietrze było zimne i wilgotne a niebo wyjątkowo czarne.

Po wielu zejściach ze szlaku w końcu około godziny 4:30 dotarliśmy na szczyt pod wieżę. Słońce niestety za chmurami, jednak majestatyczne Tatry po drugiej stronie od wschodu były dobrze widoczne. Żałuję, że zdjęcie nie oddaje rzeczywistego widoku gór.
O 5:30 po śniadaniu i dokończeniu ciepłej herbaty, zwlekliśmy się ze szczytu i z wielką niechęcią ruszyliśmy w drogę powrotną. Byłam bardzo zmęczona, mało snu dawało się we znaki. Około 7 rano już nikt ze sobą nie rozmawiał, ledwo widziałam na oczy i dosłownie zasypiałam IDĄC.
Zatrzymaliśmy się na jakiejś polanie i każdy momentalnie, bez słowa odleciał. Pierwszy raz w życiu zasnęłam tak jak się położyłam,
z plecakiem, w kurtce, z twarzą na trawie. Przebudziłam się równo z chłopakami, spaliśmy ponad godzinę. Zimno było niesamowicie. Przypominając sobie tamto uczucie chłodu, wilgotnej gleby oraz poranny ziąb, nawet teraz robi mi się nieprzyjemnie.
Niechętnie poszliśmy dalej, jednak szybko wróciły nam humory. Pojawiło się nawet słońce a ta jedna godzinka niezaplanowanej drzemki okazała się zbawienna.
Do Piwnicznej Zdrój zeszliśmy między 9 a 10 rano, akurat otwierali przydrożny sklep. Zaraz po zejściu ze szczytu skończyła nam się woda, początkowo odebrałam ten sklep jako fatamorgana.
Mimo ogromnego zmęczenia materii bardzo dobrze wspominam ten wyjazd. Nie spodziewałam się wcześniej, że Beskid Sądecki zrobi na mnie takie wrażenie.
Byłam na etapie chodzenia- byle najwyżej i początkowo pomysł szczytu, który jest 7 na liście z Korony Gór Polskich średnio mi się spodobał.
Bardzo chętnie przy pierwszej możliwej okazji wrócę w Beskid Sądecki, tym razem wędrując od schroniska do schroniska.
Szlak prowadzący na Radziejową z Piwnicznej Zdrój, nie ma większych trudności technicznych czy kondycyjnych, ale można się porządnie zmęczyć, szczególnie dochodząc już pod sam szczyt.
Przez cały weekend na szlaku spotkałam może z dwie osoby. Beskid Sądecki to mało zadeptane pasmo górskie w Karpatach Zachodnich. Jednak myślę, że to jedno z najbardziej malowniczych zakątków Polski południowej!
❤️ W końcu nie samymi Tatrami człowiek żyje!
 


Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...